Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zyla82 z miasteczka Brisbane. Mam przejechane 9654.24 kilometrów w tym 1195.44 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.17 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
I play chess at Chess.com!
PiotrStupak
Rating: 2115

zyla82's Profile Page

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy zyla82.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Bogatynia i okolice

Dystans całkowity:1362.74 km (w terenie 137.70 km; 10.10%)
Czas w ruchu:71:41
Średnia prędkość:16.60 km/h
Maksymalna prędkość:65.10 km/h
Liczba aktywności:44
Średnio na aktywność:30.97 km i 1h 53m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
11.00 km 0.00 km teren
00:34 h 19.41 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Urlop w Polsce

Piątek, 18 maja 2012 · dodano: 21.05.2012 | Komentarze 0

No i udało mi się wybrać na urlop do Polski. Po 28h podróży dnia 12.05 wylądowałem w Dreźnie. Po licznych spotkaniach ze znajomymi i wspólnym czasie spędzonym z rodziną, postanowiłem wybrać się na rower (pożyczony), kierunek obrałem na naszych południowych sąsiadów. Niestety ale za daleko nie dojechałem, a to z powodu telefonu, gdyż zwolniło się miejsce u dentysty, tak więc popołudnie zamiast w rowerowym siodełku spędziłem w dentystycznym fotelu.

Dane wyjazdu:
22.33 km 0.00 km teren
01:26 h 15.58 km/h:
Maks. pr.:48.30 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Zimowo-wiosennie na pobliskie wiatraki

Poniedziałek, 7 lutego 2011 · dodano: 07.02.2011 | Komentarze 2

Korzystając z pobytu w rodzinnym domu w Bogatyni, postanowiłem wykorzystać sprzyjającą pogodę i wybrać się w standardową trasę na tzw. wiatraki, czyli szczyt Graniczny Wierch, przy okazji sprawdziłem stan prac popowodziowych zarówno w dzielnicy Markocice jak i w graniczącej z Bogatynią miejscowości Hermanice, która również bardzo ucierpiała podczas sierpniowej powodzi. Kiedyś postanowiłem iż, wjadę na tą górę o czterech porach roku, do dzisiaj brakowało mi jedynie zimy, dobrze że jeszcze gdzieniegdzie leżał jeszcze śnieg i to nie w małych ilościach, przedzierając się przez nią wpadłem po kolana w śnieg, tak więc nie było tak lajtowo choć to tylko kilka metrów:
Hmm....I jak tu jechać © zyla82

W Albrechticach odbiłem w kierunku wiatraków, a znajdując się już na wysokości ponad 500m n.p.m coraz bardziej odczuwałem temperaturę niższą niż gdy wyjeżdżałem z domu oraz wiejący wiatr. Po dojechaniu w okolice wiatraków okazało się ,że ścieżka prowadząca pod same wiatraki jest cała zasypana topniejącym śniegiem, a nie miałem ochoty moczyć butów, bo jechać po takim mokrym śniegu się nie dało to postanowiłem obrać kierunek powrotny lekko zmodyfikowana trasą:
Wiatraki zimą © zyla82

Widok na pogórze izerskie © zyla82

Po zjeździe do miejscowości Hermanice, przejechałem wzdłuż rzeki Oleska (czyli po polskiej stronie Miedzianka) oglądaj zniszczenia jakie w sierpniu spowodowała powódź na tej rzece, wówczas nie tylko ucierpiała Bogatynia ale również czesi stracili domy:
Był sobie domek © zyla82

oraz mosty, na szczęście zostały one tymczasowo odbudowane:
Most tymczasowy w Hermanicach © zyla82

Po kilku miesiącach od powodzi infrastruktura jak widać zostaje odbudowywana, pamiętam jak dzień po powodzi dojazd do Hermanic był niemożliwy nawet rowerem. Po stronie polskiej spotkałem jedna ekipę pracującą nad zabezpieczeniem zniszczonego koryta rzeki:
Praca popowodziowa © zyla82

Mimo wszystko odbudowa potrwa z pewnością jeszcze kilka lat, do tej pory zniszczone domy oraz drogi przypominają mieszkańcom o tym co wydarzyło się w sierpniu zeszłego roku:
6 miesięcy po powodzi © zyla82

6 miesięcy i nic nie ruszyło © zyla82

Mimo wszystko trzeba żyć dalej.


Dane wyjazdu:
57.04 km 0.00 km teren
03:19 h 17.20 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Góry Łużyckie - szczyt Hvozd (750 m n.p.m)

Wtorek, 5 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 3

Pierwszy wypad pod szyldem eksploracji Gór Łużyckich znajdujących się niedaleko Bogatyni na pograniczu Niemiec i Czech. Dzisiejszego dnia po śniadaniu wybrałem się wjechać na szczyt Hvozd (niem. Hochvald), góra ta leży na granicy niemiecko-czeskiej i należy do najwyższych szczytów w Górach Łużyckich. jest to góra dwuwierzchowa, na jednym znajduje się schronisko, a na drugim wieża widokowa. Uzbrojony w czeską mapę gór Łużyckich mimo silnego północnego wiatru utrudniającemu jazdę pognałem w kierunku trójstyku:
Pomnik na trójstyku © zyla82

Jednak na kolejnych kilkusetmetrach dwa razy musiałem nosić rower przez strumyki, gdyż infrastruktura rowerowa wzdłuż Nysy Łużyckiej została zniszczona przez sierpniową powódź:
No i koniec jazdy © zyla82

Tuż za jeziorem Kristina, wjechałem w teren na niebieski szlak pnący się do góry wzdłuż granicy niemiecko-czeskiej. Co ciekawe po obu stronach granicy znajduja się szlaki, które w końcu się łączą w jeden wspólny.
Po jednej scieżce dla każdego © zyla82

Następnie, świetnym ale zarazem trudnym szlakiem żółtym raz pod górę raz w dół dojechałem do Luckendorfu, gdzie rozpoczęłą się prawdziwa wspinaczka na szczyt:
Ważę mniej, dam radę! © zyla82

Cel wycieczki - góra Hvozd © zyla82

Ostatnie 3km to istotna mordęga, najtrudniejszy podjazd pod jaki udało mi się podjechać, nachylenie ponad 15% na takim odcinku daje się we znaki nie tylko fizycznie ale i psychicznie, mimo to spuściłem głowę w dół i na przełożeniu 1-1 metr po metrze piąłem się do góry, gdy po kilkunastu minutach, moim oczą ukazała się budowla schroniska:
Schronisko na Hvozd © zyla82

Zdobywca - Żyła © zyla82

Ze szcytu rozciąga się wspaniały widok na okolicę, niestety w dniu dzisiejszym widoczność nie była za dobra:
Skały nad Oybin © zyla82

Widok na Oybin © zyla82

Po krótkim odpoczynku przy silnym wietrze, co skutecznie zachęcił mnie do zakupu czapki pod kask (w czwartek w lidlu), udałem się zobaczyć wieżę widokową na szczycie:
Wieża widokowa na Hvozd © zyla82

Po wykonaniu pamiątkowej fotki, rzuciłem się w zjazd w kierunku Oybin, niestety rowy odprowadzające wodę przed którymi musiałem zwalniać, skutechnie uniemożliwiły mi pobicie rekordu prędkości. Po drodze zaskoczyła mnie skocznia narciarska, ne miałem pojęcia że w okolicy znajduje się taki obiekt, niestety wejscie na górę jest zabronione. Co ciekawe pod rozbiegiem znajduje się droga.
Skocznia narciarska Hain © zyla82

W samej okolicy Oybin znajduje się wiele ciekawych formacji skalnych:
Skały nad Oybin © zyla82

Skały w Oybin © zyla82

Z Oybin poprzez Zittau wjechałem do Polski i udałem się na upragniony obiadek do domu, bo zapomniałem ze sobą zabrać coś do jedzenia.


Dane wyjazdu:
23.64 km 17.00 km teren
01:41 h 14.04 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Na wiatraki nową trasą (643m n.p.m)

Poniedziałek, 4 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 0

Będąc w rodzinnych stronach nie mogło w rozpisce zabraknąć wypadu na górujące nad miastem tzw. wiatraki, czyli 6 wiatraków ulokowanych po czeskiej stronie góry Graniczny Wierch. Zawsze wjeżdżałem tam niebieskim szlakiem od Hermanic z drobnymi modyfikacjami. Tym razem postanowiłem całkowicie zmienić trasę i zaatakować górę od strony zachodniej. Jak się okazało czekał na mnie potężny wmordewind, który skutecznie obniżał nie tylko siłę pedałowania ale również morale, w pewnym momencie myślałem że zrezygnuję, ale jednak ostro metr po metrze wspinałem się coraz to wyżej i wyżej. Mimo wkurzającego wiatru, widoki na Góry Łużyckie i Grzbiet Jesztedzki niesamowite, będę musiał się tam wybrać. Kilka kilometrów przed szczytem po prawej stronie za doliną pojawiła się osada Curia Vitkov (taki nasz Biskupin):
Curia Vitkov © zyla82

Po przyrodzie widać iż jesień rządzi już.
Zaorane pola © zyla82

To co spotkało mnie jakiś kilometr przed szczytem przeszło moje najśmielsze oczekiwania, kręcąc korbą po górę z ostrym wmordewindem na liczniku prędkość spadła poniżej wyświetlanej minimalnej, a wiem że najniższa jaką wyświetla mój licznik to 3,8 km/h. Tak więc jechałem wolniej niż człowiek chodzi. Ale widok ze szczytu wynagrodził mi ten wysiłek, z każdym obrotem korby zbliżałem się do wiatraków, których dźwięk stawał się coraz to głośniejszy.
Z wiatraczkami w tle © zyla82

Po chwili podziwiania wielkich śmigieł, pognałem z ulgą w kierunku Bogatyni. Zjazd jak zwykle rewelacyjny, choć tym razem trochę błotnisty.


Dane wyjazdu:
75.62 km 15.00 km teren
03:55 h 19.31 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Zamek Czocha + ruiny zamku w Świeciu przez Czechy

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 03.10.2010 | Komentarze 4

Już od jakiegoś czasu czaiłem się na ten wypad, gdyż ostatni raz na Zamku Czocha byłem ładne kilkanaście lat temu. A jako, że od jutra jestem na urlopie tak więc z Wrocławia wraz z rowerem zawitałem do rodzinnej Bogatyni, no i na pierwszy wypad wybór mój padł na Czochę, nie licząc wczorajszego bikemaratonu w Świeradowie. Korzystając z ładnej pogody po godzinie 13 samotnie wyruszyłem w kierunku Czech i miejscowości Frydlant, gdzie podjechałem pod zamek.
Zamek Frydlant © zyla82

Spotkałem tam grupkę rowerzystów z Polski, chcieli zwiedzić zamek jednak cena 40PLN za zwiedzanie z przewodnikiem to zdecydowanie za dużo, coś czesi przesadzili z tą ceną. Z Frydlantu pokierowałem się na miejscowość Jindrichovice pod Smrkem. W tej proekologicznej wsi znajduje się skansen, którego niestety nie udało mi się zwiedzić, gdyż oprowadzana właśnie była jakaś wycieczka. Właściciele tego skansenu prowadzą życie swoich przodków, czyli nie używają nawet prądu.
Skansen Jindrichovice © zyla82

Jindřichovice były kiedyś, z powodu różnorodności sklepów i pięknych willi, zwane „małym Wiedniem”, jednak obecnie jest jedną z wielu wsi. Choć kilka willi się zachowało, jak choćby Willa Rosa:
Willa Rosa w Jindrichovicach © zyla82

W wsi tej jak się okazało zostały jako pierwsze w Czechach postawione wiatraki. Obok wiatraków znajduje się budynek w którym można dowiedzieć się wielu rzeczy na temat oszczędzania energii, niestety ale materiały były w języku czeskim, a szkoda.
Elektrownia wiatrowa w czechach © zyla82

Po drodze przy wjeździe do lasu zauważyłem ciekawą rzecz, mającą na celu odstraszenie potencjalnych szkodników środowiska naturalnego. Może i taki sposób przydałby się i w Polsce, nawet bez znajomości języka czeskiego wiadomo o co chodzi:
Las to nie składowisko © zyla82

Z Jindrichovic popedałowałem w kierunku granicy z Polską, jednocześnie walcząc z bardzo silnym wiatrem. Ale zachwycając się wspaniałym widokiem na góry izerskie. W drodze na zamek Czocha odwiedziłem jeszcze ruiny zamku w Świeciu, gdzie zrobiłem krótką przerwę na fotki. Zamek pochodzi z początku XIV wieku, zadaniem jego była obrona tzw. okręgu Kwisy. W XVI wieku zamek został przebudowany. Po II wojnie światowej nie został zabezpieczony i podzielił los wielu zabytków, czyli niszczeje bezpowrotnie.
Zamek w Świeciu I © zyla82

Zamek w Świeciu II © zyla82

Zamek w Świeciu III © zyla82

Ze Śwoecia dzieliło mnie już tylko kilka kilometrów do głównego celu mojej wycieczki, ale po drodze zjechałem jeszcze zobaczyć Zaporę Leśniańską z najstarszą elektrownią wodną w Polsce, bo wybudowaną w 1901 roku, 6 turbin o mocy 2,61 MW z 1907 roku działa do dnia dzisiejszego Zapora ma 36 m wysokości oraz 130 długości, oprócz funkcji przemysłowej jako elektrownia wodna, jest obiektem retencyjnym mającym chronić położone niżej na rzece Kwisie miasta.
Zapora leśniańska © zyla82

Jakiś kilometr od zapory, znajduje się zamek Czocha. Powstał jako warownia graniczna na pograniczu śląsko-łużyckim w latach 1241-1247 z rozkazu króla czeskiego Wacława I. W 1253 przekazany biskupowi miśnieńskiemu von Weisenow (Łużyce były wówczas częścią korony czeskiej). Dla fanów duchów i innych nadprzyrodzonych osobników, tudzież ponurych podań i legend - nieco zamkowych 'opowieści z krypty'. Jak przystało na porządny zamek - Czocha posiada spory duchowy dorobek, zwłaszcza Białe Damy upodobały sobie ponoć ten przybytek...
Opowiadają, że zamek Czocha ma swoją Białą Damę, która jeden raz na sto lat ludziom się ukazuje. Widzieć ją można jedynie nocą, w każdą setną rocznicę śmierci jej brata zabitego przez wojska husyckie, które ona nocą do zamku sprowadziła i w ręce których zamek wydała. Mówią, że brat ów w chwili śmierci przeklął ja i dlatego dusza jej tak długo zamku opuścić nie może, aż ktoś klątwę z niej zdejmie. Zjawę widywano w latach 1531 i 1631, siedząca nad skarbem złożonym ze złotych monet i naczyń w towarzystwie olbrzymiego psa, broniącego dostępu każdemu, kto chciał się do niej zbliżyć. Pies ten nie jest rzekomo groźny dla osób urodzonych w niedzielę i tylko tacy mogą jej pomóc. Różni przybywali tu i próbowali tego dokonać. Nie kierowała nimi jednak chęć uwolnienia pokutującej duszy a tylko apetyt na jej skarby. Opowiadają, iż któregoś roku dwaj młodzi rzemieślnicy z Leśnej wybrali się do zamku, lecz nawet tam nie dotarli. Otuliła ich gęsta mgła pełna tajemniczych cieni i postaci, które chciały obu młodzieńców pochwycić i uśmiercić. Przez mgłę widzieli już nawet stojąca szubienicę. Zdołali jednak z wielkim strachem umknąć w kierunku Leśnej. Przed pierwszymi budynkami zauważyli, że ich śladem podąża olbrzymi czarny kot. Im bardziej zbliżali się jednak do miasta, kot stawał się coraz mniejszy i doszedł do normalnej wielkości, gdy zdyszani wpadli do swej izby. Kot wszedł za nimi. Usiadł bez ruchu w kącie izby i bez przerwy wpatrywał się swymi nienaturalnej wielkości oczyma w twarze wystraszonych nocną przygodą młodzieńców. Bojąc się usnąć, by kocur nie zaatakował ich we śnie, czuwali na zmianę przez kilka dni, aż któregoś popołudnia kot poszedł za przejeżdżającą kobietą z Czech, o której opowiadano, że para się czarami.
Prób wyzwolenia duszy błądzącej po zamku Białej Damy było rzekomo jeszcze kilka. Ostatnią z nich podjęli po wojnach napoleońskich jacyś młodzi ludzie z okolicznych wiosek. Nie wiadomo, co ich w zamku spotkało, ale opowiadają, że powrócili do swych chat bardzo wystraszenia. Żaden z nich nie chciał powiedzieć, co widział tej nocy a wszyscy w następnym roku zmarli, zabierając tajemnicę owej wyprawy do grobu.['Legendy Karkonoszy i okolic', U. i A. Wiąckowie, Jelenia Góra 1984]
Zamek był plenerem wielu filmów, między innymi Wiedźmina, Gdzie jest Generał? czy Tajemnica Twierdzy Szyfrów.
Zamek Czocha I © zyla82

Zamek Czocha © zyla82

Zamek Czocha III © zyla82

Zamek Czocha IV © zyla82

Coś dla Al-Kaidy? © zyla82

Niestety nie udało mi się zwiedzić zamku w środku, bo zapomniałem zapięcia do roweru, no ale przynajmniej mam pretekst aby wybrać się tam jeszcze raz.


Dane wyjazdu:
44.65 km 0.00 km teren
02:54 h 15.40 km/h:
Maks. pr.:65.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Bikemaraton Świeradów 2010

Sobota, 2 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 2

Uradowany zbliżającym się urlopem, w piątek udałem się do Bogatyni na dwa tygodnie. Pierwszym punktem na liście rzeczy do zrobienia jest udział w Bikemaratonie w Świeradowie, jako iż nie mam daleko to nie mogło zabraknąć tam i mnie. W ten oto sposób wraz z Muminem, dla którego był to drugi start w maratonach w sobotni poranek pojawiliśmy się w Świeradowie. Trasa maratonu została lekko zmodyfikowana z powodu ostatnich deszczów oraz powodzi przez którą w sierpniu maraton nie odbył się. Dla mnie był to pierwszy typowo górski maraton, a jako że w tym roku praktycznie nie jeździłem po górach (nie licząc wypadu na Ślęże) to celem moim było dojechanie do mety. Pierwsze dziesięć kilometrów to podjazd na Łącznik (1066m) po drodze, dzięki pięknej pogodzie można było podziwiać piękno Gór Izerskich.
Pod górkę © zyla82

Ciągle podjazd © zyla82

Tuż za Łącznikiem na jakimś 12km przy zmianie toru jazdy, na jednym z wybojów zaliczyłem glebę, zawodnik jadący za mną wpadł na mnie. Ale na szczęście nic się nie stało ani mi ani rowerowi. Jedynie jak się okazało na mecie na udzie mam wielkiego siniaka. Po upadku resztę trasy jechałem asekuracyjnie, jednak coś tam w głowie zostaje. Mimo asekuracyjnej jazdy, na starej drodze izerskiej zaliczyłem drugi OTB, tym razem zdarłem sobie drugie kolano :) Nota bene stara droga izerska jak dla mnie była istną esencją MTB, mokre kamienie na zjeździe dostarczyły odpowiedniej dawki adrenaliny, była to miła odmiana od szutrowo-asfaltowego maratonu.
I z górki © zyla82

Smaczka dodał jeszcze fajny błotnisto-kamienisty singielek tuż przed samą metą. Do mety dojechałem trochę poobijany, ale za to szczęśliwy. Było to bardzo piękne zakończenie tegorocznych startów w maratonach. W przyszłym roku mam nadzieję wystartować w większej ilości startów.
Wyniki:
230/355 Open (M2 50)

Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Prośba o pomoc dla Bogatyni

Niedziela, 8 sierpnia 2010 · dodano: 09.08.2010 | Komentarze 5

W dniu 07.08.10 przez Bogatynię, czyli moje rodzinne miasto przetoczyła się potężna fala powodziowa na rzece Miedzianka. Zapewne większość z ludzi czytających mój blog, słyszała już o tej katastrofie, bo innych słów nie ma na to co się stało. Akurat tak się stało, że w tym czasie byłem w Bogatyni odwiedzić rodzinę, przy okazji miałem również wystartować w Bikemaratonie w Świeradowie, jednak natura okazała się potężniejsza. Malutka rzeka tego dnia przerodziła się w rwący potok, który zabierał ze sobą wszystko co stało mu na drodze, widok walących się budynków przerażający, a do tego bezsilność ludzka wobec potężnej wody. W związku z tym zwracam się do wszystkich miłośników rowerów o wsparcie dla mieszkańców Bogatyni, sytuacja tam jest naprawdę dramatyczna, samemu dopiero co udało mi się wydostać z tego zniszczonego miasta.
Potrzebne jest naprawdę wszystko. W poniższych linkach podane są sposoby w jakie można wspomóc mieszkańców Bogatyni:

- Zespół Zarządzania Kryzysowego
- Caritas Polska
- PCK

W imieniu mieszkańców Bogatyni
Piotr Stupak

Skutki powodzi z dnia 08.08.10 (autor: Jarosław Włos)
































Dane wyjazdu:
0.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

MASAKRA w Bogatyni

Sobota, 7 sierpnia 2010 · dodano: 07.08.2010 | Komentarze 5

Zdjęcia mówią same za siebie, woda zniszczyła moje rodzinne miasto. Katastrofalnie to wygląda, dobrze że prąd jest. Ale jesteśmy kompletnie odcięci od świata. MASAKRA. Kto może niech pomoże potrzebującym i tym co stracili domy, pewnie nie jedna rodzina będzie potrzebowała pomocy. Konkrety podam później. Skalę zniszczeń można obejrzeć w moim albumie.

Zniszczenia I © zyla82

Zniszczenia II © zyla82

Woda ma potężną siłę! © zyla82


Dane wyjazdu:
26.00 km 0.00 km teren
h km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

A miało nie być górki

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 07.06.2010 | Komentarze 3

Po wczorajszym wjeździe na Jested jakoś nie czułem zmęczenia, chyba kondycja się poprawia, a już dzisiaj splanowany był wypad rowerowy rekreacyjnym tempem w większym gronie. Mnie przypadła jak zwykle przyjemność obmyślenia trasy, miałem i ciągle mam w głowie pewną trasę, ale po telefonie kumpla i informacji o wieczornym grillu, trasę musiałem zmodyfikować, czyli skrócić. No ale zostawiam ją na następny raz. Od dziewczyn dostałem jasne wytyczne co do trasy, ma być płasko bez podjazdów. Niestety ale mieszkając na pogórzu nie ma bata, nie ma możliwości takiej trasy wymyślić, chyba że dookoła bloku. Przed 15 pognałem na miejsce spotkania i czekałem na to kto się zjawi a kto sobie odpuści. W kolejności zjawili się:
- Krzysiek z Agatą
- Kobi
- Jolcia
- Paciusie, czyli Paci i Natka
- i na samym końcu Agnieszka (musiała dojechać nowym rowerem do Bogatyni, szacun)
Chwila pogaduszek i po chwilę po 15 wyruszyliśmy w kierunku Markocic i przejścia granicznego w Hermanicach, gdzie zrobiliśmy pierwszy krotki odpoczynek. Oczywiście nie obyło się bez narzekania, że jest pod górkę, choć najgorszy podjazd był ciągle przed nami, ale o tym nie wszyscy wiedzieli i jechali w błogiej nieświadomości że gorzej nie będzie. Prawdziwa perełka wyjazdu rozpoczęła się za miejscowością Detrichov, gdzie czekał wjazd na wysokość ponad 500m n.p.m. Podjazd zrobiliśmy na raty, choć niektórzy mieli chwile zwątpienia., ale dzielnie podprowadzali rowery:
Peleton napiera © zyla82

Jedyną przedstawicielką płci pięknej, co nie poddała się na całej trasie była Agnieszka, zmęczona ale szczęśliwa:
Ja nie dam rady? © zyla82

Natka myślała, że jak podprowadziła rower tam gdzie czekaliśmy to juz koniec podjazdu, ale była niespodzianka jeszcze ok 1,5km podjazdu:
Żartujesz że dalej też jest górka © zyla82

Po dojechaniu na rozdroże zrobiliśmy mały odpoczynek przed szybkim zjazdem w kierunku Frydlantu:
Odpoczynek w lesie © zyla82

Dziewczyny na zjeździe, hamulce aż topiły asfalt:
No i z górki © zyla82

Zaraz za miejscowością Vetrov był piękny widok na Góry Izerskie ze szczytem Smrk:
Widok na Smrk © zyla82

Po dojechaniu do Frydlantu, czekał nas jeszcze jeden mały podjazd z zamkiem w tle:
Zamek Frydlant © zyla82

Z Zamkiem w tle © zyla82

Oby do przodu © zyla82

Z Frydlantu udaliśmy się do Hermanic na zasłużony złocisty napój:
Odpoczynek przy piwku © zyla82

Po wypiciu którego pojechaliśmy do Bogatyni, gdzie każdy rozjechał się w swoim kierunku. Bardzo miło spędzony dzień.


Dane wyjazdu:
68.00 km 0.00 km teren
04:30 h 15.11 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Jested 1012 m n.p.m

Piątek, 4 czerwca 2010 · dodano: 05.06.2010 | Komentarze 2

Korzystając z dobrodziejstw długiego weekendu wybrałem się w rodzinne strony, czyli do Bogatyni. Jako iż w ostatnim czasie pogoda nie rozpieszczała rowerzystów to głód jazdy narastał we mnie z dnia na dzień i osiągnął apogeum akurat w dzień kiedy pogoda zrobiła się prawie idealna na wypad rowerowy, a że okolica trójstyku jest bogata w świetne tereny do jazdy zwłaszcza po czeskiej stronie, to wraz z Kobim postanowiliśmy wybrać się na górę Jested górującą nad pobliskim miastem Liberec. Po ustaleniu czasu wyjazdu i zrobieniu porządku w moim tylnym kole (pozbycie się dwóch urwanych szprych) uderzyliśmy w kierunku Białopola, gdzie odbiliśmy na leśną drogę i już 7km po wyjeździe znaleźliśmy się u naszych południowych sąsiadów, ach ta wspólna Europa, miodzio. Po dotarciu do Uhelnej pokierowaliśmy się na Bily Kostel nad Nysą gdzie zaczął się pierwszy tego dnia podjazd, taka rozgrzewka przed właściwym podjazdem na Jested. Nie obyło się bez odpoczynku:
Odpocząć czas © zyla82

Kolejne kilometry podjazdu były ciężkie, ale zawsze pocieszam się tym, że jak jest podjazd to musi być i zjazd. Pierwszy szczyt zdobyty Buk Republiky (598m n.p.m) na którym krzyżuje się kilka szlaków, trzeba będzie je kiedyś zjeździć:
Na rozdrożu © zyla82

Później już zjazd do Krystofo Udoli, gdzie znajduje się piękny wiadukt, który aktualnie jest odrestaurowywany:
Wiadukt w Novinach © zyla82

W tej miejscowości rozpoczął się również nasz właściwy 11km podjazd o przewyższeniu 600m na kolejny tysięcznik w kolekcji. Podjeżdżając asfaltem po chwili naszym oczom ukazał się cel naszego wypadu:
Widok na Jested I © zyla82

Za miejscowością Noviny skręciliśmy w czerwony szlak prowadzący szutrem w kierunku Jested. Po drodze przystawaliśmy momentami aby nacieszyć się pięknymi widokami:
Z górami w tle © zyla82

Widok na Jested II © zyla82

Po kilku kilometrach dojechaliśmy do drogi asfaltowej prowadzącej na sam szczyt Jested. Okazało się iż nawierzchnia asfaltowa jest nowo położona, tak więc kręciło się bardzo fajnie po nowym asfalcie, przy okazji podziwiając Liberec leżący u podnóża Jestedu:
Z Libercem w tle © zyla82

Na szczyt można nie tylko wjechać samochodem, ale również jest kolejka linowa, z której często korzystają downhillowcy, gdyż na stokach wyznaczonych jest kilka tras zjazdowych dla nich:
Kolejna linowa na Jested © zyla82

Z każdym nadepnięciem na pedały cel był coraz bliżej:
Widok na Jested III © zyla82

I bliżej aż wjazd na mój już drugi tysięcznik ziścił się:
Na szczycie Jested 1012m n.p.m © zyla82

Ze szczytu widok zapiera dech w piersiach, można podziwiać okolicę w całej krasie, z górami Izerskimi i Łużyckimi na czele, czasami nawet podobno przy dobrej widoczności widać Karkonosze.
Widoczek II © zyla82

Widoczek III © zyla82

Widoczek IV © zyla82

Jako iż na szczycie znajduje się hotel wraz z restauracją, to nie wypadało nie odpocząć przy pysznym czeskim piwku:
Browar musi być © zyla82

Po skonsumowaniu złocistego napoju, nastał czas na upragniony zjazd do Liberca i udanie się w kierunku domu. Zjazd był super szutrami i leśnymi duktami, choć momentami zimno mi było od wiatru, no i ręce strasznie bolały mnie, gdyż mój rumak nie posiada amortyzatora. No ale jakoś cało i zdrowo udało się dojechać do Liberca, gdzie troszeczkę pobłądziliśmy w celu odnalezienia drogi do domu, niestety wydrukowana mapa nie była najlepszej jakości. W Straz nad Nysą nie udało się odnaleźć wjazdu na trasę rowerową, tak więc postanowiliśmy pojechać główną drogą w kierunku Frydlantu, gdzie po drodze czekał nas jeszcze jeden podjazd, który dał mi się we znaki rok temu, gdy zaczynałem przygodę z rowerem. Tym razem łyknąłem podjazd bez żadnych problemów, tak więc progres jest. Z Albrechtic już był tylko miły standardowy zjazd do Hermanic i mogłem uderzyć do domu na obiad. Ogólnie wypad SUPER, wszelkie zmęczenie na podjazdach rekompensowane jest wspaniałymi widokami.