Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zyla82 z miasteczka Brisbane. Mam przejechane 9654.24 kilometrów w tym 1195.44 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.17 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
I play chess at Chess.com!
PiotrStupak
Rating: 2115

zyla82's Profile Page

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy zyla82.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2011

Dystans całkowity:316.43 km (w terenie 97.90 km; 30.94%)
Czas w ruchu:20:21
Średnia prędkość:15.55 km/h
Maksymalna prędkość:65.00 km/h
Liczba aktywności:11
Średnio na aktywność:28.77 km i 1h 51m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
14.24 km 0.00 km teren
00:44 h 19.42 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Do Chapel Hill

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 0

Pomóc rodzince w malowaniu domu.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
17.13 km 10.00 km teren
01:18 h 13.18 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Wielkanocny wypadzik - dzień 5 - Tewantin Forest

Wtorek, 26 kwietnia 2011 · dodano: 05.05.2011 | Komentarze 0

Ostatni dzień wielkanocnego wypadu nie mógł się obejść bez roweru. W czasie kiedy wszyscy pakowali rzeczy na samochody w tym rowery, ja już pedałowałem do Tewantin Forest, gdzie w piątkę mieliśmy zamiar pośmigać w terenie. Helen, Honza I Manuela w tym czasie wybrali się wylegiwać na plaży.

Tewantin Forest to nie tylko ścieżki pożarowe, ale również duża ilość singli o różnym stopniu trudności z wieloma korzeniami i kamieniami co dodawało specjalnego smaczku.


W pewnym momencie spotkało nas oberwanie chmury, no ale tego można się spodziewać w lesie deszczowym, spowodowało to straszną ilość błota oraz jak się okazało w pewnym momencie trudności z pokonywaniem trasy, z czym jednak dzielnie sobie poradziliśmy.

Po 10km jazdy w lesie, dotarliśmy cali mokrzy i utaplani w błocie do samochodów, ale mimo wszystko zadowoleni z jazdy w tak pięknym terenie. Po ogarnięciu się dołączyliśmy do znajomych na plaży i po kilkugodzinnym odpoczynku nastał czas na powrót do Brisbane i szarej rzeczywistości. Przerwa świąteczna jak najbardziej udana, nie tylko ze względu na rowerowanie, ale przede wszystkim na towarzystwo w jakim miałem okazję spędzić te święta tak daleko od domu.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
27.00 km 0.00 km teren
01:32 h 17.61 km/h:
Maks. pr.:65.00 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Wielkanocny wypadzik - dzień 3 - Mt Tinbeerwah

Niedziela, 24 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 0

I do krainy kangurów zawitała niedziela wielkanocna, a najlepiej ją uczcić jakąś przejażdżką przed śniadaniem, aby przygotować organizm do obfitego śniadania. I tak, mimo kaca po wczorajszej imprezie napełniłem bidon i samotnie gdy jeszcze wszyscy spali pojechałem w kierunku Mt Tinbeerwah. Tuż za Tewantin, przystanąłem przed znakiem budzącym moją grozę, gdyż od tego momentu czekała mnie wspinaczka i co najgorsze również odezwał się kacyk i cały bidon wody zniknął na raz, no nic pomyślałem jakoś sobie poradzę.


Podjeżdżało się całkiem przyjemnie, po drodze minąłem kilku inny rowerzystów. Niestety jak się okazało na sam szczyt i punkt widokowy prowadzi jedynie ścieżka piesza, tak więc dojechałem najdalej jak mogłem i popędziłem w dół przekraczając 60km/h. A w apartamencie, czekało przygotowane przez Adama polskie tradycyjne śniadanie wielkanocne, czyli żurek, biała kiełbasa, jajka i makowiec. Choć po trochu poczuliśmy się jak w Polsce, choć nie wyczuwa się tutaj na antypodach typowej świątecznej atmosfery. No ale znajomym a Anglii, bardzo posmakowało śniadanie, a dla nich to było coś całkiem nowego.

Po śniadaniu wybraliśmy się na plażę, gdzie miałem sposobność popuszczać latawiec sportowy, zabawa na tyle zajefajna, że w przyszłości chyba sobie taki sprawie.

Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
79.14 km 20.00 km teren
04:33 h 17.39 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Wielkanocny wypadzik - dzień 2 - Sunshine Coast Hinterland

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 1

Na drugi dzień wielkanocnego wypadu do Noosa w planach dla brzydszej części ekipy był wypad na Sunshine Coast Hinterland, podczas gdy dziewczyny w tym czasie relaksowały się w towarzystwie wina nad brzegiem rzeki. Ruszyliśmy około godziny 10, kierując się w kierunku Tewantin, a następnie Booren Point gdy po kilku kilometrach opuściliśmy asfaltowe drogi i skręciliśmy na bardzo fajne szutrowe drogi prowadzące przez las.

Droga doprowadziła nas szlakiem numer 4 do jeziora MacDonald, gdzie zrobiliśmy krótki postuj na uzupełnienie wody i zrobienie kilku fotek.


W planach mieliśmy zmianę trasy właśnie przy jeziorze na numer 7 i dojazd do Pomony terenem, który okazał się strasznie błotnistą ścieżką, tak więc zmuszeni byliśmy do zmiany trasy, gdyż nie uśmiechało nam się prowadzenie rowerów przez 10km. Tak więc, asfaltem udaliśmy się do miejscowości Cooroy, gdzie Adam wraz z Samem postanowili wrócić do Noosaville. Podczas gdy ja z Kosiaszem pojechaliśmy w kierunku Pomony, nad którą góruje góra Cooroora (ponad 400m n.p.m).

Z Pomony popedałowaliśmy w tereny po których jeździliśmy 2 lata temu i bardzo nas uraczyły, tym razem część trasy pokonaliśmy w odwrotnym kierunku. Po kilku podjazdach zrobiliśmy kolejną przerwę na fotki i kanapki.


Tutaj natrafiliśmy na kolejny fragment trasy numer 4, na którą skręciliśmy gdyż wyglądała na bardzo przyjemną trasę, i taką była do pewnego momentu.

Po czym zaczął się głęboki busz i przechodzenie przez wiele bramek i prywatnych posesji, przez pewien moment przez około 2km musieliśmy wspinać się na bardzo stromy podjazd, oczywiście na nogach gdyż nachylenie było zbyt duże jak dla nas. Ciekawie się jeździ po buszu, czuwając czy gdzieś w okolicy nie ma żadnych niespodzianek jak węże, na szczęście żadnego nie spotkaliśmy.


W końcu dotarliśmy na szczyt, skąd rozpościerał się wspaniały widok na wybrzeże:

Zapomniałem wspomnieć, że na trasie można wspomagać się nie tylko własnym prowiantem ale często koło drogi wystawione są różne owoce, które można kupić zostawiając pieniądze, poniżej przykład torba limonek za 3$.

W Polsce pewnie wszystko by szybko zniknęło, a pieniędzy właściciel nie zobaczył, ale tu nie Polska i nikt nie kradnie tych owoców. Po odpoczynku na szczycie czekał na nas zjazd w kierunku jeziora Cootharaba, skąd już udaliśmy się do Noosaville, gdzie przy rzece spotkaliśmy resztę ekipy.

A wieczorkiem po kolacji udaliśmy się na plażę w celach konsumpcji napojów wyskokowych.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
28.33 km 0.00 km teren
01:41 h 16.83 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Wielkanocny wypadzik - dzień 1 - Peregian Beach

Piątek, 22 kwietnia 2011 · dodano: 27.04.2011 | Komentarze 1

Tegoroczne Święta Wielkanocne w Australii trwały 5 dni, gdyż przytrafiły się tego samego dnia co ANZAC Day, czyli święto upamiętniające żołnierzy walczących podczas I wojny światowej. Tak więc korzystając z długiego weekendu wraz ze znajomymi Polakami oraz Anglikami wybraliśmy się do Noosaville, pięknej miejscowości położonej na Sunshine Coast. Oczywiście w wyjeździ musiały nam towarzyszyć rowery, które z samego rana zapakowaliśmy na uta i ruszyliśmy świętować.

Po dotarciu na miejsce i rozpakowaniu się, wyruszyliśmy w kierunku oceanu na Peregian Beach. Trasa bardzo miła, wiodła przez pierwszą część przez Noosa i kolejno wzdłuż oceanu, ścieżką rowerową na plażę.

A na plaży zrobiliśmy krótką przerwę na grillowanie kiełbasek, dobrze że w większości parków w Australii stoją elektryczne grille przy których wielu Australijczyków grilluje różne przekąski.

Jak widać na zdjęciu powyżej, w Australii promujemy nie tylko Bikestats ale również narodowe barwy. Szczególne uznanie należy się Helen, której na nie do końca sprawnym rowerze udało się bez większych problemów przejechać tą trasę, która z pewnością dla niej była nie lada wyzwaniem, gdyż na siodełku nie siedziała od dłuższego czasu.

Dla męskiej części, była to dopiero rozgrzewka przed prawdziwym wyzwaniem kolejnego dnia, ale o tym później.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
34.39 km 33.00 km teren
02:59 h 11.53 km/h:
Maks. pr.:42.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

MT JOYCE ESCAPE-2011 MTBA MARATHON CHAMPIONSHIPS

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 18.04.2011 | Komentarze 2

Nadszedł czas aby sprawdzić jak wyglądają maratony MTB na półkuli południowej, pierwszy start i to od razu mistrzostwa Australii. Wraz z Maćkiem mieliśmy okazję wziąć udział w tych zawodach tylko ze względy na niewielką odległość od Brisbane, gdyż tylko 80km. Zawody odbywały się w nowo budowanym parku MTB w okolicach góry Mt Joyce, były to pierwsze oficjalne zawody rozegrane tam. Główne zawody rozgrywały się na dystansie 80km, natomiast my wystartowaliśmy w półmaratonie, czyli przewidywany dystans to 40km, który okazał się nieco krótszy. Niestety organizator do końca się nie wykazał i dzień przed zawodami musieliśmy jechać zarejestrować się i odebrać numery i czip do pomiaru czasu (w pakiet startowy wchodziła koszulka oraz bidon). Spokojnie tych kilkuset uczestników można było obsłużyć przed zawodami, jak to ma miejsce w Polsce. To czego się można było spodziewać na trasie to duża ilość singli, które można obejrzeć na klipie poniżej:

W porównaniu z singlem na Smrku w Czechach to ta trasa jest o wiele bardziej wymagająca i techniczna, w związku z czym przekonałem się że z techniką to u mnie bardzo marnie, ale wynika to pewnie z braku doświadczenia po jeździe na takich trasach. Ogólnie single prowadziły nie tylko w dół ale i pod górę, tak więc była chwila na podziwianie widoków. Reszta trasy to łąki oraz szutry, w tym jeden morderczy podjazd na szczyt Mt Joyce, na który nawet czołowi zawodnicy wprowadzali rowery. Podobnie jak w Polsce, zawodnicy sygnalizują z której strony mają zamiar wyprzedzić, a na singlach proszą zawodników o wolną ścieżkę, po czym za każdym razem grzecznie dziękują. Jak już wspomniałem o technice wcześniej, to muszę nadmienić o skutkach jej braku, czyli upadkach, rozbitym łokciu i jeździe z wypiętym SPD aby móc szybciej się podeprzeć. O wyniku końcowym szkoda pisać, no ale muszę, miejsce 30 w kategorii wiekowej(niestety organizator nie podaje miejsca ogólnego, kolejny minus) na 56 osób. Ogólnie fajna trasa, ale brak techniki odebrał radość z jazdy :( Do tego na takie trasy z tego co zauważyłem to jednie na fullu, pomału chyba zacznę odkładać na kolejny rowerek. Najważniejsze cel, czyli przejechać trasę zrealizowany i z tego jestem dumny.
Mistrzostwa Australii Mt Joyce © zyla82
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
24.72 km 0.00 km teren
01:28 h 16.85 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Browarek w Powerhouse

Czwartek, 14 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 0

Najpierw do Polskiego Klubu po Adama i przy okazji na dobre piwko. A następnie już w trójkę, czyli Ja, Kosiasz i Adam pokęciliśmy chwilkę po mieście i trafiliśmy do Powerhouse, gdzie uraczyliśmy się kolejnym piwkiem i w dobrych humorach dotarliśmy do domu.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
25.51 km 0.00 km teren
01:20 h 19.13 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Wieczorkiem po mieście

Środa, 13 kwietnia 2011 · dodano: 13.04.2011 | Komentarze 0

Po wczorajszym myciu roweru, dzisiaj postanowiłem wraz ze współlokatorem pokręcić trochę wieczorkiem i zawitać do Norman Park, gdzie jeszcze nigdy nie byłem.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
51.07 km 20.00 km teren
03:17 h 15.55 km/h:
Maks. pr.:59.20 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Rekiny, plaża czyli Stradbroke Island

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 11.04.2011 | Komentarze 8

Pobudka chwilę po godzinie 5 rano, aby o 7 rano złapać prom na wyspę Stradbroke Island. W ten sposób rozpoczęła się wycieczka na tą przecudną wyspę. Tym razem do australijskiej ekipy bikestats, czyli mnie i Maćka dołączyła koleżanka Marta, która dzielnie dawała radę i pobiła swój życiowy rekord:

Po kilkudziesięcio minutowej jeździe do Cleveland, gdzie po kolejnych ok 50min spędzonych na promie znaleźliśmy się na Stradbroke Island, trzeciej co do wielkości piaskowej wyspie na świecie. Na pierwszy ogień poszło jeziorko Brown Lake, gdzie zrobiliśmy krotką przerwę na śniadanie:

Z Brown Lake kierując się w stronę otwartego oceanu, zahaczyliśmy o Blue Lake dojeżdżając do niego fajną choć piaszczystą ścieżką, co spowodowało iż momentami trzeba było prowadzić rower:

Z każdym kolejnym kilometrem zmierzaliśmy w kierunku oceanu, który po kilku kilometrowej jeździe pojawił się w zasięgu wzroku:


Plaża okazała się doskonałym nośnikiem kół rowerowych, jechało się bardzo fajnie mimo iż ostatni kilometr to było prowadzenie roweru po grząskim piachu, ale mimo to 9km jazdy po plaży to wielka przyjemność. Niestety ale rybki znane z filmy szczęki pokrzyżowały nam plany związane z kąpielą w oceanie:

Okazało się iż tego dnia rekiny dopłynęły za ławicą ryb prawie do samego brzegu:

W Point Lookout udaliśmy się na lunch, po czym przypięliśmy rowery do stojaka i udaliśmy się na spacer po okolicznych klifach, skąd podziwialiśmy wspaniałe widoki, jak dla mnie jedno z najpiękniejszych miejsc w jakich byłem do tej pory, zdjęcia mówią same za siebie:









Z Point Lookout asfaltem pojechaliśmy do Dunwich, gdzie w miejscowym pubie podczas czekania na prom powrotny uraczyliśmy się zimnym napojem chmielowy, i o 18.00 nasz prom odbiło od nabrzeża i popłynął w kierunku lądu. Stradbroke Island to miejsce, które musi zobaczyć każdy kto odwiedza Queensland, zwłaszcza że w zimę można obserwować przepływające wieloryby.
Kategoria Australia


Dane wyjazdu:
7.00 km 7.00 km teren
00:50 h 8.40 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Trek 6000

Dirt Fest, a prędzej Mud Fest

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 04.04.2011 | Komentarze 0

No i nastał dzień pierwszego startu w zawodach XC w Australii. Po pobudce o 5 rano i zapakowaniu rowerów na uta, udaliśmy się w kierunku Sunshine Coast w okolice Australia Zoo, prowadzącego niegdyś przez Steve'a Irwina (Łowca Krokodyli).
A tym się wozimy na antypodach © zyla82

Po dotarciu na miejsce udaliśmy się zarejestrować, z moją rejestracją był mały problem ale po okazaniu dowodu wpłaty otrzymałem numer startowy i chip pomiaru czasu, który montowany jest nad kostką. Wyścig rozgrywany był na pętli 7km, czyli do pokonania 7 okrążeń. Zawody XC, były częścią cało weekendowej imprezy, dzień wcześniej odbyły się zawody thriatlonowe. Przed startem sędzia zawodów przypomniał podstawowe zasady, jak i również zasady bezpieczeństwa. Kilka dni przed zawodami popadało trochę, co spowodowało występowanie niezliczonej ilości błota na trasie. Zmuszało to zawodników do prowadzenia rowerów a nie jazdy. A jak już udało się jechać to po jakimś niedługim czasie następował upadek, których tego dnia zaliczyłem chyba 6, średnia niezła prawie jeden upadek na kilometr. Tak więc, duża ilość błota, upadki, kontuzje z dnia poprzedniego przekonały nas, czyli mnie i Maćka o rezygnacji z udziału w tej imprezie. Po pierwszym okrążeniu wycofaliśmy się, pewnie gdyby to był maraton do jechałbym dalej, a tak to dużo łatwiej przyszła decyzja o wycofaniu się. jakoś nie zostałem przekonany do XC, wolę jechać maratony. A jakie są maratony MTB w Australii będzie okazja przekonać się juz za dwa tygodnie. Po 7 przejechanych kilometrach, rower był nie do poznania, więc woda poszła w ruch i już po kilku minutach zaczął jakoś wyglądać. Po myciu jeszcze kawka i krótki odpoczynek i udaliśmy się w kierunku Brisbane na odpoczynek.
Odpoczynek po nieudanym wyścigu © zyla82
Kategoria Australia, Wyścigi