Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi zyla82 z miasteczka Brisbane. Mam przejechane 9654.24 kilometrów w tym 1195.44 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.17 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
I play chess at Chess.com!
PiotrStupak
Rating: 2115

zyla82's Profile Page

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy zyla82.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Październik, 2010

Dystans całkowity:278.17 km (w terenie 67.00 km; 24.09%)
Czas w ruchu:16:55
Średnia prędkość:16.44 km/h
Maksymalna prędkość:65.10 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:55.63 km i 3h 23m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
77.22 km 35.00 km teren
05:06 h 15.14 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:49.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Singltrek pod Smrkem i czeskie góry izerskie

Czwartek, 7 października 2010 · dodano: 07.10.2010 | Komentarze 8

W kolejny dzień urlopu wybrałem się obadać Singltrek pod Smrkem. Ścieżka została wybudowana w zeszłym roku z myślą specjalnie o rowerzystach MTB. No ale zacznijmy od początku, dojazd do Frydlantu standardowy, pierwsze niespodzianki spotkały mnie kilka kilometrów za tą miejscowością, a pierwszą niespodzianką było pojawienie się bólu w lewym ścięgnie Achillesa, a chwilę później zaczęło mi schodzić powietrze w tylnym kole.Z bólem nie poradziłem sobie do końca wypadu, natomiast krótka przerwa na łatanie dziury i ruszyłem dalej w kierunku Laźnie Libverda, gdzie znajduje się jeden z wjazdów na singla. Raptem po 19km od Bogatyni moim oczom ukazał się wspaniały widok na czeskie góry izerskie:
Widok na Góry Izerskie © zyla82

W Łaźnie Libverda zrobiłem krótką przerwę na fotkę w uzdrowisku:
Lazne Libverda © zyla82

Od tego momentu do wjazdu na singla miałem już tylko pod górę, z uzyskanych informacji od kumpla wiedziałem bez problemu jak trafić na singla, gdyż znajduje się on obok charakterystycznej restauracji Obri Sud w kształcie wielkiej beczki:
Restauracja Obri Sud © zyla82

A raptem 30m od parkingu znajduje się tablica informacyjna o singlu, po drodze jeszcze kilka razy pojawia się taka sama.
GT na starcie © zyla82

Co do samego singla, to zbudowany jest on tworząc zamkniętą pętlę o długości ok 13km. Singiel przeplatany jest dojazdowymi asfaltami, które nieco psują wrażenia z jazdy samym singlem, który wytyczony jest w lesie z wieloma pagórkami, korzeniami, kamieniami i zakrętami jak również kilkukrotnie przejeżdża się przez źródełka. Szkoda, że ból Achillesa nie pozwolił mi w pełni cieszyć się przejazdem, mimo to jestem zaspokojony. Nie sposób się nie nudzić jadąc singlem, co chwilę trzeba uważać na wszelkiego rodzaju przeszkody. Prędkości jakie osiąga się nie są może oszałamiające, bo rzadko kiedy da się rozpędzić powyżej 30km/h, ale naprawdę trzeba być bardzo czujnym, bo niekiedy odległość między drzewami jest na szerokość kierownicy. Jednym z mankamentów jest niezbyt widoczne czasami oznakowanie, co bardzie rozgarnięci rowerzyści pewnie pogubią się nie raz, ale plusem jest dbanie o stan techniczny singla, o czym przekonałem się spotykając po drodze osobę sprzątającą gałęzie ze szlaku. Kilka fotek z przejazdy singlem poniżej:
Singltrek pod Smrkem I © zyla82

Singltrek pod Smrkem II © zyla82

Singltrek pod Smrkem III © zyla82

Singltrek pod Smrkem IV © zyla82

Momentami da się podziwiać piękne jesienne górskie widoki:
I jak tu nie kochać połączenia rower+góry © zyla82

Góry Izerskie I © zyla82

Góry Izerskie II © zyla82

Po przejechaniu pętli singltreka, mimo bólu w ścięgnie postanowiłem nie marnować pięknej pogody i do Bogatyni wrócić przez góry izerskie, a konkretnie magistralą izerska do Oldrichova v Hajich, tak więc czym prędzej udałem się do Hejnic i Ferdinandowa, gdzie znajduje się wjazd w konkretne już góry. Zielonym szlakiem wiodącym na łącznik Hrebinek (835m n.p.m) rozpocząłem morderczy podjazd, niestety po kilku kilometrach musiałem rower prowadzić ze względu na bardzo zły stan szlaku, bardzo wielkie wyrwy spowodowane przez sierpniowe deszcze, na szczęście mijałem ekipę naprawiającą szlak, tak więc już niedługo będzie można bez problemu śmigać po górach. No ale dzięki temu miałem więcej czasu aby delektować się widokami:
Oreśnik © zyla82

Widok na Hejnice © zyla82

Podjazd na Hrebinek (835m) © zyla82

Na Hrebinku na magistrali którą planowałem jechać nie wiadomo skąd pojawił się znak ślepa uliczka, zaskoczyło mnie to, ale generalnie olałem to bo ból narastał i jak najszybciej chciałem być w domu. Po kilkukilometrowym zjeździe pojawił się kolejny znak, tym razem zakaz ruchu i ulica przegrodzona taśmą, znów zignorowałem znak i pojechałem dalej w dół, nie miałem zamiaru wracać po górę tych kilku kilometrów. W głowie miałem tylko jedną myśl, cokolwiek to jest aby nie jechać nie zatrzyma mnie. No i nie zatrzymało, a była to ok 60m wyrwa w drodze, która akurat była remontowana i czescy robotnicy pomogli mi przenieść rower przez jeden ze strumyków, jak widać Czesi zabrali się za naprawę szlaków po powodzi. Z Oldrichova czekał mnie już tylko jeden podjazd do Albrechtic, skąd już 8km zjazdu do samego domu na obiadek przygotowany przez mamusię. Na singla pewnie wrócę jeszcze nie raz, polecam wszystkim.


Dane wyjazdu:
57.04 km 0.00 km teren
03:19 h 17.20 km/h:
Maks. pr.:50.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Góry Łużyckie - szczyt Hvozd (750 m n.p.m)

Wtorek, 5 października 2010 · dodano: 05.10.2010 | Komentarze 3

Pierwszy wypad pod szyldem eksploracji Gór Łużyckich znajdujących się niedaleko Bogatyni na pograniczu Niemiec i Czech. Dzisiejszego dnia po śniadaniu wybrałem się wjechać na szczyt Hvozd (niem. Hochvald), góra ta leży na granicy niemiecko-czeskiej i należy do najwyższych szczytów w Górach Łużyckich. jest to góra dwuwierzchowa, na jednym znajduje się schronisko, a na drugim wieża widokowa. Uzbrojony w czeską mapę gór Łużyckich mimo silnego północnego wiatru utrudniającemu jazdę pognałem w kierunku trójstyku:
Pomnik na trójstyku © zyla82

Jednak na kolejnych kilkusetmetrach dwa razy musiałem nosić rower przez strumyki, gdyż infrastruktura rowerowa wzdłuż Nysy Łużyckiej została zniszczona przez sierpniową powódź:
No i koniec jazdy © zyla82

Tuż za jeziorem Kristina, wjechałem w teren na niebieski szlak pnący się do góry wzdłuż granicy niemiecko-czeskiej. Co ciekawe po obu stronach granicy znajduja się szlaki, które w końcu się łączą w jeden wspólny.
Po jednej scieżce dla każdego © zyla82

Następnie, świetnym ale zarazem trudnym szlakiem żółtym raz pod górę raz w dół dojechałem do Luckendorfu, gdzie rozpoczęłą się prawdziwa wspinaczka na szczyt:
Ważę mniej, dam radę! © zyla82

Cel wycieczki - góra Hvozd © zyla82

Ostatnie 3km to istotna mordęga, najtrudniejszy podjazd pod jaki udało mi się podjechać, nachylenie ponad 15% na takim odcinku daje się we znaki nie tylko fizycznie ale i psychicznie, mimo to spuściłem głowę w dół i na przełożeniu 1-1 metr po metrze piąłem się do góry, gdy po kilkunastu minutach, moim oczą ukazała się budowla schroniska:
Schronisko na Hvozd © zyla82

Zdobywca - Żyła © zyla82

Ze szcytu rozciąga się wspaniały widok na okolicę, niestety w dniu dzisiejszym widoczność nie była za dobra:
Skały nad Oybin © zyla82

Widok na Oybin © zyla82

Po krótkim odpoczynku przy silnym wietrze, co skutecznie zachęcił mnie do zakupu czapki pod kask (w czwartek w lidlu), udałem się zobaczyć wieżę widokową na szczycie:
Wieża widokowa na Hvozd © zyla82

Po wykonaniu pamiątkowej fotki, rzuciłem się w zjazd w kierunku Oybin, niestety rowy odprowadzające wodę przed którymi musiałem zwalniać, skutechnie uniemożliwiły mi pobicie rekordu prędkości. Po drodze zaskoczyła mnie skocznia narciarska, ne miałem pojęcia że w okolicy znajduje się taki obiekt, niestety wejscie na górę jest zabronione. Co ciekawe pod rozbiegiem znajduje się droga.
Skocznia narciarska Hain © zyla82

W samej okolicy Oybin znajduje się wiele ciekawych formacji skalnych:
Skały nad Oybin © zyla82

Skały w Oybin © zyla82

Z Oybin poprzez Zittau wjechałem do Polski i udałem się na upragniony obiadek do domu, bo zapomniałem ze sobą zabrać coś do jedzenia.


Dane wyjazdu:
23.64 km 17.00 km teren
01:41 h 14.04 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Na wiatraki nową trasą (643m n.p.m)

Poniedziałek, 4 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 0

Będąc w rodzinnych stronach nie mogło w rozpisce zabraknąć wypadu na górujące nad miastem tzw. wiatraki, czyli 6 wiatraków ulokowanych po czeskiej stronie góry Graniczny Wierch. Zawsze wjeżdżałem tam niebieskim szlakiem od Hermanic z drobnymi modyfikacjami. Tym razem postanowiłem całkowicie zmienić trasę i zaatakować górę od strony zachodniej. Jak się okazało czekał na mnie potężny wmordewind, który skutecznie obniżał nie tylko siłę pedałowania ale również morale, w pewnym momencie myślałem że zrezygnuję, ale jednak ostro metr po metrze wspinałem się coraz to wyżej i wyżej. Mimo wkurzającego wiatru, widoki na Góry Łużyckie i Grzbiet Jesztedzki niesamowite, będę musiał się tam wybrać. Kilka kilometrów przed szczytem po prawej stronie za doliną pojawiła się osada Curia Vitkov (taki nasz Biskupin):
Curia Vitkov © zyla82

Po przyrodzie widać iż jesień rządzi już.
Zaorane pola © zyla82

To co spotkało mnie jakiś kilometr przed szczytem przeszło moje najśmielsze oczekiwania, kręcąc korbą po górę z ostrym wmordewindem na liczniku prędkość spadła poniżej wyświetlanej minimalnej, a wiem że najniższa jaką wyświetla mój licznik to 3,8 km/h. Tak więc jechałem wolniej niż człowiek chodzi. Ale widok ze szczytu wynagrodził mi ten wysiłek, z każdym obrotem korby zbliżałem się do wiatraków, których dźwięk stawał się coraz to głośniejszy.
Z wiatraczkami w tle © zyla82

Po chwili podziwiania wielkich śmigieł, pognałem z ulgą w kierunku Bogatyni. Zjazd jak zwykle rewelacyjny, choć tym razem trochę błotnisty.


Dane wyjazdu:
75.62 km 15.00 km teren
03:55 h 19.31 km/h:
Maks. pr.:55.10 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Zamek Czocha + ruiny zamku w Świeciu przez Czechy

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 03.10.2010 | Komentarze 4

Już od jakiegoś czasu czaiłem się na ten wypad, gdyż ostatni raz na Zamku Czocha byłem ładne kilkanaście lat temu. A jako, że od jutra jestem na urlopie tak więc z Wrocławia wraz z rowerem zawitałem do rodzinnej Bogatyni, no i na pierwszy wypad wybór mój padł na Czochę, nie licząc wczorajszego bikemaratonu w Świeradowie. Korzystając z ładnej pogody po godzinie 13 samotnie wyruszyłem w kierunku Czech i miejscowości Frydlant, gdzie podjechałem pod zamek.
Zamek Frydlant © zyla82

Spotkałem tam grupkę rowerzystów z Polski, chcieli zwiedzić zamek jednak cena 40PLN za zwiedzanie z przewodnikiem to zdecydowanie za dużo, coś czesi przesadzili z tą ceną. Z Frydlantu pokierowałem się na miejscowość Jindrichovice pod Smrkem. W tej proekologicznej wsi znajduje się skansen, którego niestety nie udało mi się zwiedzić, gdyż oprowadzana właśnie była jakaś wycieczka. Właściciele tego skansenu prowadzą życie swoich przodków, czyli nie używają nawet prądu.
Skansen Jindrichovice © zyla82

Jindřichovice były kiedyś, z powodu różnorodności sklepów i pięknych willi, zwane „małym Wiedniem”, jednak obecnie jest jedną z wielu wsi. Choć kilka willi się zachowało, jak choćby Willa Rosa:
Willa Rosa w Jindrichovicach © zyla82

W wsi tej jak się okazało zostały jako pierwsze w Czechach postawione wiatraki. Obok wiatraków znajduje się budynek w którym można dowiedzieć się wielu rzeczy na temat oszczędzania energii, niestety ale materiały były w języku czeskim, a szkoda.
Elektrownia wiatrowa w czechach © zyla82

Po drodze przy wjeździe do lasu zauważyłem ciekawą rzecz, mającą na celu odstraszenie potencjalnych szkodników środowiska naturalnego. Może i taki sposób przydałby się i w Polsce, nawet bez znajomości języka czeskiego wiadomo o co chodzi:
Las to nie składowisko © zyla82

Z Jindrichovic popedałowałem w kierunku granicy z Polską, jednocześnie walcząc z bardzo silnym wiatrem. Ale zachwycając się wspaniałym widokiem na góry izerskie. W drodze na zamek Czocha odwiedziłem jeszcze ruiny zamku w Świeciu, gdzie zrobiłem krótką przerwę na fotki. Zamek pochodzi z początku XIV wieku, zadaniem jego była obrona tzw. okręgu Kwisy. W XVI wieku zamek został przebudowany. Po II wojnie światowej nie został zabezpieczony i podzielił los wielu zabytków, czyli niszczeje bezpowrotnie.
Zamek w Świeciu I © zyla82

Zamek w Świeciu II © zyla82

Zamek w Świeciu III © zyla82

Ze Śwoecia dzieliło mnie już tylko kilka kilometrów do głównego celu mojej wycieczki, ale po drodze zjechałem jeszcze zobaczyć Zaporę Leśniańską z najstarszą elektrownią wodną w Polsce, bo wybudowaną w 1901 roku, 6 turbin o mocy 2,61 MW z 1907 roku działa do dnia dzisiejszego Zapora ma 36 m wysokości oraz 130 długości, oprócz funkcji przemysłowej jako elektrownia wodna, jest obiektem retencyjnym mającym chronić położone niżej na rzece Kwisie miasta.
Zapora leśniańska © zyla82

Jakiś kilometr od zapory, znajduje się zamek Czocha. Powstał jako warownia graniczna na pograniczu śląsko-łużyckim w latach 1241-1247 z rozkazu króla czeskiego Wacława I. W 1253 przekazany biskupowi miśnieńskiemu von Weisenow (Łużyce były wówczas częścią korony czeskiej). Dla fanów duchów i innych nadprzyrodzonych osobników, tudzież ponurych podań i legend - nieco zamkowych 'opowieści z krypty'. Jak przystało na porządny zamek - Czocha posiada spory duchowy dorobek, zwłaszcza Białe Damy upodobały sobie ponoć ten przybytek...
Opowiadają, że zamek Czocha ma swoją Białą Damę, która jeden raz na sto lat ludziom się ukazuje. Widzieć ją można jedynie nocą, w każdą setną rocznicę śmierci jej brata zabitego przez wojska husyckie, które ona nocą do zamku sprowadziła i w ręce których zamek wydała. Mówią, że brat ów w chwili śmierci przeklął ja i dlatego dusza jej tak długo zamku opuścić nie może, aż ktoś klątwę z niej zdejmie. Zjawę widywano w latach 1531 i 1631, siedząca nad skarbem złożonym ze złotych monet i naczyń w towarzystwie olbrzymiego psa, broniącego dostępu każdemu, kto chciał się do niej zbliżyć. Pies ten nie jest rzekomo groźny dla osób urodzonych w niedzielę i tylko tacy mogą jej pomóc. Różni przybywali tu i próbowali tego dokonać. Nie kierowała nimi jednak chęć uwolnienia pokutującej duszy a tylko apetyt na jej skarby. Opowiadają, iż któregoś roku dwaj młodzi rzemieślnicy z Leśnej wybrali się do zamku, lecz nawet tam nie dotarli. Otuliła ich gęsta mgła pełna tajemniczych cieni i postaci, które chciały obu młodzieńców pochwycić i uśmiercić. Przez mgłę widzieli już nawet stojąca szubienicę. Zdołali jednak z wielkim strachem umknąć w kierunku Leśnej. Przed pierwszymi budynkami zauważyli, że ich śladem podąża olbrzymi czarny kot. Im bardziej zbliżali się jednak do miasta, kot stawał się coraz mniejszy i doszedł do normalnej wielkości, gdy zdyszani wpadli do swej izby. Kot wszedł za nimi. Usiadł bez ruchu w kącie izby i bez przerwy wpatrywał się swymi nienaturalnej wielkości oczyma w twarze wystraszonych nocną przygodą młodzieńców. Bojąc się usnąć, by kocur nie zaatakował ich we śnie, czuwali na zmianę przez kilka dni, aż któregoś popołudnia kot poszedł za przejeżdżającą kobietą z Czech, o której opowiadano, że para się czarami.
Prób wyzwolenia duszy błądzącej po zamku Białej Damy było rzekomo jeszcze kilka. Ostatnią z nich podjęli po wojnach napoleońskich jacyś młodzi ludzie z okolicznych wiosek. Nie wiadomo, co ich w zamku spotkało, ale opowiadają, że powrócili do swych chat bardzo wystraszenia. Żaden z nich nie chciał powiedzieć, co widział tej nocy a wszyscy w następnym roku zmarli, zabierając tajemnicę owej wyprawy do grobu.['Legendy Karkonoszy i okolic', U. i A. Wiąckowie, Jelenia Góra 1984]
Zamek był plenerem wielu filmów, między innymi Wiedźmina, Gdzie jest Generał? czy Tajemnica Twierdzy Szyfrów.
Zamek Czocha I © zyla82

Zamek Czocha © zyla82

Zamek Czocha III © zyla82

Zamek Czocha IV © zyla82

Coś dla Al-Kaidy? © zyla82

Niestety nie udało mi się zwiedzić zamku w środku, bo zapomniałem zapięcia do roweru, no ale przynajmniej mam pretekst aby wybrać się tam jeszcze raz.


Dane wyjazdu:
44.65 km 0.00 km teren
02:54 h 15.40 km/h:
Maks. pr.:65.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:GTek

Bikemaraton Świeradów 2010

Sobota, 2 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 2

Uradowany zbliżającym się urlopem, w piątek udałem się do Bogatyni na dwa tygodnie. Pierwszym punktem na liście rzeczy do zrobienia jest udział w Bikemaratonie w Świeradowie, jako iż nie mam daleko to nie mogło zabraknąć tam i mnie. W ten oto sposób wraz z Muminem, dla którego był to drugi start w maratonach w sobotni poranek pojawiliśmy się w Świeradowie. Trasa maratonu została lekko zmodyfikowana z powodu ostatnich deszczów oraz powodzi przez którą w sierpniu maraton nie odbył się. Dla mnie był to pierwszy typowo górski maraton, a jako że w tym roku praktycznie nie jeździłem po górach (nie licząc wypadu na Ślęże) to celem moim było dojechanie do mety. Pierwsze dziesięć kilometrów to podjazd na Łącznik (1066m) po drodze, dzięki pięknej pogodzie można było podziwiać piękno Gór Izerskich.
Pod górkę © zyla82

Ciągle podjazd © zyla82

Tuż za Łącznikiem na jakimś 12km przy zmianie toru jazdy, na jednym z wybojów zaliczyłem glebę, zawodnik jadący za mną wpadł na mnie. Ale na szczęście nic się nie stało ani mi ani rowerowi. Jedynie jak się okazało na mecie na udzie mam wielkiego siniaka. Po upadku resztę trasy jechałem asekuracyjnie, jednak coś tam w głowie zostaje. Mimo asekuracyjnej jazdy, na starej drodze izerskiej zaliczyłem drugi OTB, tym razem zdarłem sobie drugie kolano :) Nota bene stara droga izerska jak dla mnie była istną esencją MTB, mokre kamienie na zjeździe dostarczyły odpowiedniej dawki adrenaliny, była to miła odmiana od szutrowo-asfaltowego maratonu.
I z górki © zyla82

Smaczka dodał jeszcze fajny błotnisto-kamienisty singielek tuż przed samą metą. Do mety dojechałem trochę poobijany, ale za to szczęśliwy. Było to bardzo piękne zakończenie tegorocznych startów w maratonach. W przyszłym roku mam nadzieję wystartować w większej ilości startów.
Wyniki:
230/355 Open (M2 50)